Interaktywna gra książkowa

niedziela, 8 grudnia 2019


Pewnego dnia, przeszukując zakładkę Zapowiedzi na stronie empiku, natrafiłam właśnie na Dziennik 29. Zaciekawił mnie napis na okładce - Interaktywna gra książkowa. Kierowana ciekawością przyjrzałam się bliżej owej pozycji. Opis i instrukcja jak grać w owy dziennik, zainteresował mnie na tyle, że postanowiłam dodać go do koszyka. Tak trafił na moją półkę i przyznam, że nie żałuję tej decyzji. Podobnie było z Dziennik Wyprawa 1907 - czasami jednak warto przeglądać zapowiedzi na stronach księgarni. 

Dziennik 29: 

 Minął 28 tydzień tajnych prac wykopaliskowych, które miały przybliżyć ludzkość do poznania sekretu obcej cywilizacji. W 29 tygodniu stało się jednak coś niezwykłego! Zniknął cały zespół, pozostawiając po sobie jedynie dziennik. Twoim zadaniem będzie rozwikłanie tej tajemnicy. Rozwiązuj zagadki i łamigłówki, aby zdobyć kolejne klucze i móc kontynuować rozgrywkę. Dziennik 29 to interaktywna książka, która jest równocześnie grą pełną niespodzianek. Czy odważysz się podjąć wyzwanie?

Dziennik: Wyprawa 1907: 

 Nikt do końca nie wierzył w jego istnienie. Marynarze nie chcieli nawet wymawiać tej nazwy. Legendarny dziennik pokładowy z wyprawy morskiej z 1907 roku owiany był tajemnicą… aż do dziś. Rozrzucone po całym świecie zaginione strony zostały odnalezione i połączone w całość. Potwory z głębin, mroczne sny i koszmary, wiadomości z innych wymiarów. Nadszedł czas, aby odkryć, jaki sekret skrywa ten owiany mroczną sławą dziennik…
[opis wydawnictwa]

Muszę przyznać, że oba dzienniki wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Jeśli chodzi o wygląd, prezentują się bardzo dobrze - wspaniałe rysunki, dobrze dobrana czcionka i zachowanie trochę podstarzałego wyglądu kartek oraz czarno-białej kolorystyki, nadaje im klimatu. Historia może nie jest bardzo rozbudowana, jednak myślę, że jest w stanie zaciekawić innych. 

Same zagadki są naprawdę intrygujące, ich poziom jest różny. Czasami rozwiązanie jednej zajmie nam kilka sekund, a czasami będziemy długo główkować nad jej sensem. Oczywiście, gdy nie mamy kompletnie pomysłu, możemy skorzystać na stronie z pomocy. Gdyby jednak i to nie pomogło możemy poznać rozwiązanie tej łamigłówki. Podoba mi się, to, że gdy już zdecydujemy się na tę opcję zostaje nam wyjaśnione, jak należało to rozwiązać. 








 Co potrzebujemy żeby zagrać? Wystarczy nam książka, ołówek i dostęp do Internetu. Rozwiązania zagadki wpisujemy na odpowiedniej stronie internetowej. Po wpisaniu otrzymamy klucz, który możemy zapisać w książce. 

 Czy polecam? Jeżeli ktoś lubi zagadki i nie boi się myślenia, to jak najbardziej warto przyjrzeć się owym pozycjom. Według mnie są idealnym zapychaczem czasu na nudne zimowe wieczory, czy na przykład na podróż. Dzienniki nie są zbyt grube, więc bez problemu zmieszczą się do torebki czy plecaka.  
0

Jean Teule —Trujący Anioł

czwartek, 21 listopada 2019



 Na powieść "Trujący Anioł" trafiłam przypadkiem, przeglądając dostępne książki w bibliotece miejskiej. Sam opis brzmiał dość skrycie i tajemniczo, ale jednak coś mnie do niej ciągnęło. Wydawała się… inna, co brzmi może głupio, ale jako jedyna mi podpasowała.

Hélène Jégado, zwana Piorunicą, bez konkretnego powodu pozbawiła życia dziesiątki osób ze swego otoczenia. Jakie sekrety skrywała jej głowa, która 26 lutego 1852 roku potoczyła się do kosza ścięta gilotyną?
Było to w czasach, kiedy w Bretanii duch oświecenia i nauczanie Kościoła nie miały żadnego wpływu na ludową wyobraźnię karmioną pradawnymi legendami. Wieczorami w wiejskich chatach snuto opowieści o podstępnych wyczynach istot nadprzyrodzonych, które obarczano odpowiedzialnością za nędzę i nieszczęścia spadające na lud. Najstraszniejszy wśród nich był Ankou, pomocnik Śmierci – jego postać właśnie zawładnęła bez reszty wyobraźnią małej Hélène Jégado. W cieniu gigantycznych menhirów dziewczynka uwierzyła, że jest wcieleniem Ankou. I dlatego czuła się zobowiązana zabić każdego, kogo spotkała na swej drodze – misję tę wypełniała z determinacją mrożącą krew w żyłach.
Hélène Jégado należy do największych seryjnych zabójców we Francji, a może i na świecie.

[Opis wydawnictwa] 

Nigdy nie byłam mocno wierzącą osobą, lecz sam motyw wcielenia Ankou mnie zaciekawił. Pierwszy raz słyszałam o wysłanniku śmierci o takim imieniu, a jak dla mnie brzmi ono interesująco. Szczególnie, gdy jakaś Bretanka się w niego wcieliła w dość młodym wieku. Cała książka opowiada nam o niektórych z podróży bohaterki i jej końcowych losach. Opowiada o miłości ludzkiego wcielenia Ankou i jego skrzypiącym wózku i ofiarach. W książce zaznaczonych i opisanych jest ok. 36 morderstw, lecz pewnie było ich jeszcze więcej. 

Fabuła nie uwzględnia zbytniego poznawania ofiar, czy też osób towarzyszących Helene. Poznajemy jedynie ją samą, jak z jednej strony jej uczucia są wyniszczane przez własne przekonania, a z drugiej jak bezlitośnie zabija kolejne osoby. 

Najciekawszym jak dla mnie faktem była prostota - Helene zabijała po kolei ludzi czymś, co w obecnych czasach byłoby od razu wykryte i usunięte. A 150 lat temu uchodziła bezkarnie przez kilkadziesiąt lat. Ta prostość w pewnym sensie mnie dobiła, ale jest w niej jakiś urok, przez który nie potrafię uznać tej cechy za minus tej książki. 

Mimo, że lektura wydawała mi się ciężka do przeczytania i dość złożona, czytało mi się szybko, jak mordowane były kolejne osoby. Brzmi to okrutnie, ale niestety taka jest prawda. Chociaż ostatnie kilkadziesiąt stron było dość skomplikowanych, to dalej ta książka była dla mnie strzałem w dziesiątkę! 

Podsumowując - ta powieść naprawdę mnie wciągnęła i poważnie zaczynam myśleć, czy nie przeczytać więcej z tego gatunku. Dobra jest na jeden wieczór - wątpię, czy starczyłoby jej na więcej. Podboje bretanki myślę, że skierowane są do osób dorosłych, lub młodzieży, co chyba jest rzeczą oczywistą. Niemniej jednak - serdecznie ją polecam! 


0

Dominik Sokołowski — Syn swojego ojca

niedziela, 10 listopada 2019

Autor: Dominik Sokołowski
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 30.09.2019
Kategoria: kryminał
Liczba stron: 350






Ostatnio była fantastyka, to teraz czas na kryminał! Przyznam szczerze, że coraz częściej sięgam właśnie po ten gatunek. Pierwszy raz mam styczność z autorem owej książki, z tego co udało mi się dowiedzieć, Dominik Sokołowski ma na swoim koncie jeszcze kilka innych książek m.in. Mewka czy cykl Kronik Arkadyjskich. W przyszłości na pewno chętnie do nich zajrzę, jestem ciekawa jak poradził sobie właśnie z fantastyką.

 W opuszczonym budynku na terenie Stoczni Gdańskiej zostaje brutalnie zamordowany Henryk Klimek alkoholik i recydywista. Wydaje się, że to kolejna zbrodnia na człowieku z marginesu, która nikogo nie obchodzi.

 Prowadzenie śledztwa przypada doświadczonemu prokuratorowi Leonowi Szmitowi. Początkowo podejrzenia kieruje on w stronę osób z kręgów, w których obracała się ofiara. Wiele wskazuje na porachunki w półświatku. Eliminując kolejnych podejrzanych, śledczy trafia na trop prowadzący w zupełnie nieoczekiwaną stronę.


[opis wydawnictwa]

 Historię poznajemy z perspektywy Leona Szmita, prokuratora w średnim wieku. Wiedzie on spokojne życie - ma wspaniałą żonę oraz trójkę dzieci. Jednak owy spokój nie trwa długo... Jak bardzo jego życie skomplikuje się po otrzymaniu sprawy Henryka Klimka? Czy odbije się to na rodzinie mężczyzny? Na pozór prosta sprawa zabójstwa zwykłego pijaczyny, jednak gdy zostaje wmieszana w to polityka i sprawy z dawnych lat, okazuje się to być bardziej skomplikowane niż się wydawało...Szczególnie gdy doda się do tego jeszcze nową, uroczą funkcjonariuszkę, z którą przyjdzie mu pracować. Jednak najważniejszym pytaniem jest: Co z tym wspólnego ma jego ojciec? 

 Styl autora jest lekki, co sprawia, że owy kryminał jest bardzo przyjemny w czytaniu. Dzięki świetnym opisom mamy okazje bliżej poznać pracę prokuratora, z czym zmaga się na co dzień i z jakimi wiąże się to zagrożeniami - a także Gdańsk - autor dość szczegółowo opisuje mijane przez niego ulice i budynki. 
 Sam pomysł na motyw zabójstwa przyznam, że był interesujący, do tego wplątanie w to sytuacji z dawnych lat oraz polityka. Jednak brakowało mi więcej akcji, elementów zaskoczenia. Cała historia przebiega bardzo spokojnie, a w pewnym momencie cała fabuła jak dla mnie staje się przewidywalna. 

 Co do bohaterów, to ze wszystkich najbardziej polubiłam funkcjonariusza Wasilewskiego. Prokurator zawsze może liczyć na jego wsparcie, nawet przy najgorszej sytuacji, a także jeśli chodzi o sprawy prywatne. Natomiast co do głównego bohatera, to mam mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się, że jest postacią trzymającą się swoich zasad i nie odpuszcza mimo gróźb - dąży do sprawiedliwości, a z drugiej okazał się strasznym dupkiem. 

 Podsumowując. Książka mimo wad, nie jest zła, zabrakło tutaj jedynie tego momentu zaskoczenia. Jeśli ktoś lubi spokojniejsze klimaty, bez psychopatycznych morderców - to jest to powieść idealna dla niego. Myślę, że kryminał idealnie sprawdzi się na wieczór przy książce i gorącej herbacie. Dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania Syna swojego ojcabardzo miło spędziłam przy niej czas. 
0

Tomasz Niziński — Porozumienie Trzech

Autor: Tomasz Niziński
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 30.09.2019
Kategoria: fantastyka
Liczba stron: 300












 Porozumienie Trzech to drugi tom powieści napisanej przez Tomasza Nizińskiego. Niedawno na blogu recenzowałam pierwszą część, czyli Taniec Marionetek. Czy coś się zmieniło? Czy ową książkę również można zaliczyć jak poprzednią do wyjątkowych? Co dalej z Is'em i jego kampanią? Czy w mieście Caellarh w końcu zapanował spokój i dobrobyt? 

Nowemu Ereburgowi grozi całkowite zniszczenie i bynajmniej nie chodzi o oblegającą go od miesięcy armię rebeliantów czy o siejące zamęt na ulicach Dzieci Czarnego Wilka. Prosty lud, zwiedziony manifestami myślicieli z Nichtael, zamęcza władze swoimi ordynarnymi postulatami. Domaga się równego traktowania, godziwych warunków pracy, a nawet powszechnego dostępu do edukacji, zupełnie jakby wysiadywanie w szkołach i pobieranie nauk stanowiło jakiś przywilej. Uświęcony tradycją porządek społeczny zaczyna chwiać się w posadach.

Te trudne czasy wymagają prawdziwego bohatera, ale z braku lepszych opcji mieszkańcy Caellarh będą musieli zadowolić się przeciętnie kompetentnym, patologicznie leniwym i doszczętnie skorumpowanym porucznikiem, który zrobi, co w jego mocy, by zwalić robotę na innych. Isevdrir Norgaard raz jeszcze zanurza się w kłębowisko spisków i intryg, walcząc o przetrwanie, zdradzając swoich mocodawców i zastanawiając się, po co do to wszystko robi.



[opis wydawnictwa] 



 Porucznik Isevdrir i jego kompania powraca, a od tamtego czasu wiele się zmieniło. Miasto zostało oblężone, jednak zadania Is'a niewiele się zmieniły. Nadal jest podporządkowany Bankowi Centralnemu i opiekuje się naćpanym nekromantą. Dostaje kolejne zlecenia, dalej jest tylko pionkiem w grze, marionetką, która na oślep wykonuje zadanie. Jak to się dla niego skończy? Czekają na niego kolejne intrygi, w które się miesza, kolejne wyzwania, które mogą nie być takie proste, jak się wydają i kolejne porażki. A ja podczas oblężenia poradzą sobie mieszkańcy Caellarh? Jak to wszystko się dla nich zakończy? 

 Styl autora jest niemalże identyczny w porównaniu do pierwszej części. Nadal nie brakuje tutaj poczucia humoru i to czasami czarnego. Tomasz Niziński nadal wychodzi poza schematy i nie dodaje żadnych fantastycznych stworzeń czy tajemniczych krain. Granica między dobrem, a złem dalej jest zatarta. Za to dostajemy więcej intryg, dziwacznych nazw miast i imion oraz barwne postacie. Ponownie otrzymujemy otwarte zakończenie, co może sugerować nam, że powstanie ciąg dalszy historii. 

 Jeśli chodzi o postacie to niewiele się zmieniło. Z kampanii nadal dużą sympatią darzę Liczydło oraz Yorlan'a, których charakter pozostał taki, jak w pierwszej części. Do tej listy mogę dodać Chi, która wydaje się być najbardziej kompetentną osobą z całej tej zgrai. Jeśli chodzi o Buba, to ku mojemu zadowoleniu w owym tomie pojawia się znacznie częściej. Zamienił pracę antykwariusza na badania rynkowe, przez co stał się bardzo rozchwytywany.
 Z nowych postaci pomimo, że jest strasznie dwulicowym, zakłamanym chciwym człowiekiem, polubiłam markiza Flauvierra. Mimo, iż najczęściej zależało mu na interesach, to wziął pod swoje skrzydła młodego Tirneay'a i postanowił zapewnić mu edukację. 

 Uważam, że Porozumienie Trzech jest równie świetną książką co pierwsza część. Autor wychodzi poza schematy, porywa nas w swój świat i urzeka swoich humorem. Powieść czyta się bardzo przyjemnie tak jak Taniec marionetek. Jeżeli pokochaliście pierwszą część, to drugą na pewno też polubicie. Pozostaje mi jedynie wyczekiwać kolejnego tomu, by dowiedzieć się jak dalej potoczy się historia Is'a i losy CaellarhBardzo dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania tej książki.  
0

Tomasz Niziński — Taniec marionetek

środa, 6 listopada 2019


Autor: Tomasz Niziński
Wydawnictwo: Genius Creations
Data wydania: 30.03.2018
Kategoria: fantastyka
Liczba stron: 392

Czy wiecie, że poziom analfabetyzmu w piekle przekracza dwadzieścia procent? To prawdziwa plaga.

 Ostatnio starałyśmy się urozmaicić bloga różnorodnymi postami, żeby odejść trochę od tej monotonii. Mogłabym rzec, że ową recenzją książki powracamy do tego co było - jednak to najbardziej mylne stwierdzenie jakie mogłabym napisać. Pewnie nikogo już nie dziwi, że ponownie na naszym blogu pojawia się powieść polskiego autora. Jednak książka nie jest do końca taka zwyczajna, jak mogłoby się wydawać. Co Taniec marionetek ma w sobie takiego wyjątkowego? 


To nie jest kolejna książka o ratowaniu świata!
W tej rozgrywce stawka nie jest większa niż życie, a ludzkości nie grozi zagłada, lecz w najgorszym wypadku znaczne podwyższenie stóp procentowych.
Witaj w świecie, w którym demony są analfabetami, nekromanci nigdy nie trzeźwieją, a bohaterowie są zawsze gotowi ryzykować życiem. Cudzym.
Czarna Kompania, Podpalacze Mostów, Łowcy Kości i Siódmy Regiment z Erei to elita wśród najemnych kompanii.
[opis wydawnictwa]

 Historię poznajemy z perspektywy Isevdrira Norgaarda, dowódcy kampanii E Siódmego Regimentu - czyli grupy najemników. Cała akcja dzieje się w średniowieczu, w zapyziałym miasteczku Caellarh. W pewnym momencie Is zostaje najęty do coraz to nowszych zadań. Czy sobie poradzi?  

 Świat, który wykreował autor jest naprawdę interesujący. Muszę przyznać, że czytając ową powieść czułam się trochę jakbym przechodziła moje ukochane gry RPG. Podoba mi się, że jest zatarta granica między dobrem a złem. Nie ma tutaj miejsca dla bohaterów. Autor odbiega od typowych dla fantastyki schematów - i nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam takie książki - jednak dobrze jest przeczytać coś innego. Zamiast przeróżnych magicznych stworzeń czy też wszelkiej maści dziwnych demonów, autor stawia na naćpanego nekromantę, nieprzewidywalnego alchemika, diabła walczącego z analfabetyzmem w piekle, kupców i bankierów - mnie osobiście przypadło to do gustu.  

 Jeśli chodzi o styl autora to pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to kierowanie się bezpośrednio do czytelników. Is na początku bardzo często zwraca się do nas, powoli wprowadza w swój świat. Pierwszy raz zetknęłam się z tym w powieściach, ale muszę przyznać, że dzięki temu bardzo przyjemnie się czytało ową historię. Nie brakuje tutaj również poczucia humoru, które urzekło mnie już na samym początku - ledwo skończyłam czytać czwartą stronę, a już wiedziałam, że będę świetnie się bawiła z ową powieścią. Jeśli chodzi o zakończenie - zazwyczaj nie lubię otwartych zakończeń, jednak tutaj nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Jedyne czego mi brakowało to niespodziewanych zwrotów akcji, momentu zaskoczenia - jednak nie jest to wielka wada, która całkowicie ujmuje książce. 

 Powieść doceniam również za barwne postacie, te główne, jak i poboczne. Dużą sympatią darzę Is'a. Jest dość błyskotliwym człowiekiem, lecz czasami bywa mało domyślny. Nie boi się stawianych przed nim wyzwań - jest też postacią o sporym poczuciu humoru. Na pewno nie można nazwać go mianem dobrego bohatera, bez większego zawahania wykona swoje zadanie - nieważne czy skończy się to podpaleniem kilku budynków czy zabójstwem. 
 Nie mogę tutaj nie wspomnieć o moich dwóch ulubieńcach z Siódmego Regimentu - Liczydło, kwatermistrz, jeśli chodzi o zdobywanie nowych towarów nie ma sobie równych. Potrafi działać z precyzją i dyskrecją, bywa dość ironiczny. Drugą postacią jest Yorlan - szalony alchemik, niekiedy ciężko zrozumieć jego tok rozumowania i lepiej nie wdawać się z nim w dyskusje, jednak swoje obowiązki wykonuje bardzo solidnie, chociaż jego metody bywają czasami...dość brutalne. 
Jeśli chodzi bohaterów pobocznych to moją sympatię zyskał demon Belzebub, czy jak kto woli - Bub, postanowił prowadzić antykwariat w Caellarh, straszna z niego gaduła. 

Odpowiadając na pytanie zadane na wstępie - co jest takiego wyjątkowego w tej powieści? Wyjście poza schematy, zatarta granica między dobrem a złem, barwne postacie osadzone w intrygującym świecie, poczucie humoru, które wręcz pokochałam oraz styl autora, który był dla mnie miłym zaskoczeniem. Wszystko to sprawia, że powieść czyta się bardzo przyjemnie i ma się ochotę chwycić za kolejną część. Książka była dla mnie miłym zaskoczeniem, zazwyczaj nie sięgam po tego typu fantastykę. Uważam, że Taniec Marionetek przypadnie do gustu osobom, które nie są zwolennikami owego gatunku. Bardzo dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania tej książki. 

1

Halloween Book Tag

czwartek, 31 października 2019


Postanowiłyśmy z okazji Halloween wrzucić na bloga coś innego niż recenzje. Wspólnymi siłami wymyśliłyśmy mały challenge, bądź jak kto woli Book Tag. Postanowiłyśmy napisać krótkie historie. Jakie są zasady? Wybrałyśmy kilka sytuacji, tradycji czy wydarzeń związanych z Halloween, rozdzieliłyśmy je między sobą, żeby nie zdarzyła się sytuacja, że będziemy miały to samo. Następnie na karteczkach wypisałyśmy różne postacie z książek i losowałyśmy po dwie do każdej sytuacji. Potem dla urozmaicenia wypisałyśmy uniwersum, w których umieścimy owych bohaterów. Efekty tego wszystkiego znajdziecie poniżej. Jeżeli chcecie dołączyć do zabawy serdecznie zapraszamy! Jeżeli zdecydujecie się również wziąć udział, koniecznie podeślijcie nam link w komentarzu - chętnie poczytamy! 


Carameless


MARATON HORRORÓW
(uniwersum; Baśniobór, postacie; Drusilla Blackthorn  „Mroczne Intrygi” , Alaska Young „Szukając Alaski”)

Drusilla usiadła na kanapie, podając swojej przyjaciółce, miskę z popcornem. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc nieszczęśliwy grymas na twarzy towarzyszki. Nieważne, pierwszy raz udało jej się namówić Alaskę na wspólny maraton horrorów. Nie miała najmniejszego pojęcia jak to zrobiła, jednak ważne było, że dała radę.
–Tylko pamiętaj, co mi obiecałaś, ma być niestraszne!–powiedziała Alaska w ramach przypomnienia.
Dru pokiwała głową, nie odzywając się. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka i tak przestraszyłaby się wszystkiego, co włączyłaby Drusilla. To był jeden z nielicznych aspektów, w których się różniły. Obie były na swój sposób odważne, silne i inteligentne. Alaska bała się naprawdę niewielu rzeczy, jedną z nich okazały się horrory. Gdy się poznały, a był to ciekawy momentem, bowiem uczestniczyły w obronie więzienia Zzyzx, które miało zostać otwarte przez przywódcę Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej. Pomyśleć, że ta odważna Alaska walczyła z najgroźniejszymi i najstraszniejszymi demonami we wszechświecie. Ani przez sekundę się nie wahała. A teraz? Siedziała skulona na domowej kanapie w jednym z magicznych rezerwatów, patrząc z przerażeniem w ekran ogromnego telewizora.
–Gotowa?–odparła Drusilla, podchodząc do odtwarzacza płyt. W ręku trzymała zniszczone pudełko. Widać było, że je wiele razy wykorzystywała. Oczywiście, wybrała swojego ulubieńca. Koszmar z ulicy wiązów.
–Bardziej nie będę–mruknęła jej przyjaciółka, przykrywając się kocem.
Dru obdarzyła ją uśmiechem i włożyła płytę z filmem do odtwarzacza. Następnie szybko wróciła na swoje miejsce, zajmując siedzenie obok Alaski, która podzieliła się z nią okryciem. 
Nie minęło pięć minut, a Alaska pisnęła ze strachu już przynajmniej trzy razy. Podczas czwartego zakryła się kocem. 
–Co to było?–zapytała Drusilla, zatrzymując nagranie.
–Jak to co? Ten przerażający potwór! Jak można to oglądać! Nie możemy obejrzeć jakiegoś filmu psychologicznego? Lubię Lot nad kukułczym gniazdem!
–Cicho! Coś uderzyło w okno. Na pewno.
Dru odrzuciła koc i powoli wstała z kanapy. Nie odrywała przy tym ani na sekundę wzroku od miejsca, gdzie wcześniej coś usłyszała. Ruszyła do okna, słysząc że Alaska również podnosi się z siedzenia. Zdążyła postawić krok, kiedy nagle coś uderzyło w drzwi. Tym razem, po raz pierwszy to Drusilla krzyknęła. Obie, w tym samym momencie gwałtownie odwróciły się do źródła hałasu.
–Może...Sorensonowie czegoś zapomnieli?–wyszeptała Alaska, bojąc się głośniej odezwać.
Dru nie zdążyła jej odpowiedzieć. Drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wbiegła zamaskowana postać. Obie krzyknęły przerażone, wtulając się w siebie. Drusilla złapała pierwszą rzecz, jaka wpadła jej w dłonie i rzuciła w ową osobę. Okazało się, że postać dostała prosto w głowę poduszką.
–Serio? To miało boleć, ta?...Auć?–Ubrany na czarno mężczyzna zdjął maskę hokejową, typową dla Jasona z Piątku 13-tego.
–Seth!–oburzyły się przyjaciółki.
Jak skończył się ten wieczór? Oczywiście, bitwą na poduszki i wspólnym oglądaniem komedii połączonej z horrorem.




Madds
 

KOSTIUMY
(uniwersum: normalny świat, postacie: Ronan Lynch "Król Kruków", Dzwoneczek z "Piotruś Pan") 

 Ronan przemierzał wściekły ulice niewielkiego miasteczka. Nawet nie wiedział gdzie dokładnie jest. Cała sytuacja była dla niego absurdalna. Od początku wiedział, że z tej zabawy nie wyniknie nic dobrego, szczególnie dla niego. Z wściekłości kopnął leżący na chodniku kamień. 
–Cholera by ich wzięła.–Splunął na chodnik. Wszyscy stwierdzili, że świetnym pomysłem będzie losowanie partnera do zorganizowania kostiumu na imprezę Halloweenową, organizowaną dla wszystkich uniwersum. Nie miał nic przeciwko, dopóki nie wylosował panny irytującej.
–RONAN!–usłyszał piskliwy głosik. O wilku mowa-pomyślał. Czy ona nie mogła zostawić go w spokoju? Nie chciał z nią współpracować!–ZATRZYMAJ SIĘ!–Nagle znikąd pojawiła się przed nim mała, irytująca wróżka.Dzwoneczek również nie była zadowolona, jej partner był gburowaty i strasznie wredny. Nie chciała przyznać, ale trochę ją przerażał. Biła od niego zła aura...
–Odczep się!–warknął. Wróżka wywróciła oczami.
–Mi też się to nie podoba, ale nie mamy wyboru! Wszyscy zgodziliśmy się na takie warunki!– wykrzyczała zirytowana jego zachowaniem.–Poszukajmy strojów dla nas. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mogli się rozstać!–Chłopak niechętnie, ale przystał na propozycje małej wróżki. Westchnął. Naprawdę chciał mieć ten cały absurd już za sobą. 
–Od czego zaczynamy?–zapytał obojętnym tonem. 
–Niedaleko stąd widziałam sklepy. Może znajdziemy coś odpowiedniego!–Chłopak przytaknął. Jedynym plusem tego wszystkiego było to, że trafili na normalny wymiar, dzięki czemu znalezienie kostiumu nie powinno sprawić im problemu. 
 Przemierzali ulice nieznanego im miasteczka, miał nadzieję, że ta mała irytująca istota wie, gdzie zmierza i nie zgubią się. Po kilku minutach marszu cisze przerwał głos Dzwoneczka.
–Spójrz!–Ronan uniósł jedną brew do góry i spojrzał na nią. 
–To sklep z zabawkami. Co chcesz tam znaleźć?–zapytał.
–Zastanów się przez chwilę głupku!–Wróżka ponownie była zirytowana.–Jestem mała, więc normalne ubrania nie będą na mnie pasować–wyjaśniła. Westchnął.
–Prowadź.–Wróżka podleciała do drzwi owego sklepu. Wyjęła z sakiewki trochę magicznego pyłu. Drzwi bez większego problemu otworzyły się. Weszli do środka. Dzwoneczek bez zawahania ruszyła w poszukiwaniu lalek, wiedziała, że znajdzie tam coś dla siebie i  nie myliła się. Czym prędzej zabrała się za przeglądanie ubranek. 
Ronan usiadł pod ścianą, czekając aż znajdzie jakiś kostium. Jednak mała wróżka była niezdecydowana. Mijały kolejne minuty, a oczy chłopaka powoli się zamykały. Ostatnia nieprzespana noc dawała mu właśnie o sobie znać. 
 Gdy otworzył oczy znajdował się właśnie w lesie. W jego lesie. Już wiedział, że zasnął. Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł. Postanowił zabrać ze sobą kostium, który idealnie pasowałby do jego gustu. Swoje przebranie miałby już z głowy, nie musiałby się już dłużej męczyć z irytującą wróżką. Jak postanowił tak zrobił. Gdy obudził się w dłoni trzymał wymarzony strój. Dzwoneczek zaintrygowana przyjrzała się chłopakowi.
–Skąd to masz?–zapytała. Jego strój był mroczny, gdy chłopak go ubrał wyglądem przypominał jej demona z najgorszych koszmarów. Wzdrygnęła się. 
–Wyśniłem–wzruszył ramionami.
–PRZECIEŻ TO ZABRONIONE!–Wkurzyła się mała wróżka. Ronan tylko przewrócił oczami na jej słowa.–JA MÓWIĘ POWAŻNIE! 
–Daj spokój. Skończ wybierać swój strój i spadamy stąd. Nie zniosę ani minuty dłużej w twojej obecności. Twój piskliwy głosik zaczyna mi już działać na nerwy...–Wróżka na jego słowa zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wkurzona wróciła do wybierania ubrań, gdy już się zdecydowała, wróciła przebrana do Ronana.
–Możemy już wracać?–zapytał, ta jedynie w odpowiedzi kiwnęła głową. Dzwoneczek wyjęła trochę magicznego proszku i stworzyła nim specjalne przejście do świata, w którym miała odbyć się Halloweenowa impreza. Wtedy do głowy przyszedł jej pomysł. Skoro on użył swoich umiejętności, czemu ja nie mogę?-pomyślała. Uśmiechnęła się tajemniczo i przepuściła chłopaka przodem. Zanim zdążył na dobre zniknąć w przejściu, Dzwoneczek wyjęła trochę magicznego proszku. Mroczny strój Ronana zamienił się na uroczy kostium wróżki. Oboje zniknęli w przejściu. Gdy znaleźli się po drugiej stronie wszyscy zgromadzeni wybuchli śmiechem. Ronan spojrzał na siebie, widziała jak spiął wszystkie mięśnie. Odwrócił się do niej z morderczym spojrzeniem. Mała wróżka wiedziała, że lepiej dla niej będzie jeśli zmyje się stąd jak najszybciej i tak też uczyniła. Jednak nic już nie było w stanie zniszczyć jej tego wieczoru. Widok Ronana w stroju wróżki już na zawsze zostanie w jej pamięci. 




Asaial

ZBIERANIE CUKIERKÓW
(uniwersum: Edom, Dary Anioła;postacie: Severus Snape "Harry Potter", Magnus Bane "Dary Anioła")

–A tylko spróbuj się odezwać, to poćwiartuję Cię i użyję do eliksirów.–na ciemnej, lekko zwęglonej ulicy rozchodził się niski warkot wydobywający się z gardła jednego z najlepszych Mistrzów Eliksirów w świecie czarodziei. Ubrany w swoje nieśmiertelne czarne szaty, łypał groźnie do góry na opaskę na głowę, która dorabiała mu maleńkie skrzydła nietoperza. Dwa kroki za nim podskakiwał jego ''towarzysz'', który mu się przytrafił. To właśnie on był odpowiedzialny za jego strój, lecz nie chciał się zgodzić na zmianę ubrań, więc siłą i czarami dokleił mu przepaskę. Snape warczał pod nosem, gdyż żadne z czarów nie chciały tego odkleić. 
–Rozchmurz się Severusie, to wspaniałe święto! Jedynie okolica niezbyt ciekawa–powiedział śpiewnym tonem Magnus Bane, dosypując sobie brokatu na różowe uszka królika.–Ja rozumiem, że dzielimy się rolami, ja wybierałem stroje, ty świat; ale to nie fair, że nie dałeś mi do końca wybrać, a jako miejsce wybrałeś... to coś.– mag rozejrzał się z niepokojem dookoła, po czym zerknął nad głowę, słysząc skrzek jednego z demonów.
–Nie będę dyskutował z półgłówkiem. Mi się tu podoba.– przyspieszył kroku, próbując najwyraźniej spalić wzrokiem koszyk na słodycze, trzymany w dłoni.–Obejdźmy te ustalone dwa domy i miejmy to za sobą.
No... właśnie. W tej zasadzie zaczynały im się komplikować plany. Severus wybrał sobie dość specyficzny wymiar na obchodzenie Halloween. Cały sęk w tym,  że Edom, jak to Edom, nie miał zbyt wielu człekopodobnych mieszkańców i większość z nich stanowiła demony. Trudno było znaleźć tu jakikolwiek zamieszkany budynek przez osobę, z którą mogliby się porozumieć.
–Spójrz tam! Trochę małe i zawalone, ale wygląda mi to coś na kształt chatki wiedźmy, może uda nam się z nią pogadać!–zawołał entuzjastycznie Magnus i ruszył sprężystym krokiem w stronę budynku, poprawiając swoje jakże realistyczne wąsy różowego królika. Energicznie zastukał w drzwi, które pod jego wpływem straciły kilka kawałków drewna. 
Z cichym skrzypnięciem drzwi się uchyliły, a w szparze pojawiła się twarz staruszki z wielkim, orlim nosem (Magnus zauważył, że jej nos wygląda niemal identycznie jak jego kompana) i chustką zawiązaną na włosach.
–Cukierek albo psi...–wykrzyknął szczęśliwie Magnus i zaraz po tym musiał przetestować swój refleks, gdy miła staruszka splunęła wielką, zieloną kulą pewnie jakiejś trucizny na wysokość jego głowy. Drzwi zatrzasnęły się z łoskotem, a on na szczęście zdążył się uchylić, choć chwilę później złorzeczył na brak kultury i przypalone uszka.
Tymczasem Severus stał obok i wykorzystywał całą swoją kontrolę, by nie roześmiać się sarkastycznie. Specjalnie wybrał taki wymiar- by dać temu marnego magowi w kość.
–No nic! Jeszcze jeden, nie traćmy nadziei!–próbował się pocieszyć Magnus, wymachując ręką. 
Po kilkunastu minutach dotarli do rozwalającego się (jak wszystko tutaj) zamku. Powybijane szyby zakrzywiały kąt padania z czerwonego nieba światła, rażąc ich po oczach. Magnus podszedł i zbliżył pięść do wrót, które same się uchyliły. Mag obejrzał się na towarzysza i pchnął je mocniej. Długi, czerwony dywan prowadził do podestu, na którym znajdował się tron. Prawdopodobnie na tronie powinien zasiadać jeden z Wielkich Demonów, lecz jedyna żywa istota tu obecna, to był jakiś pomniejszy demon zajadający resztki innego. 
–Coś mi tu nie gra...–mruknął Magnus, rozglądając się podejrzliwie. Po chwili zesztywniał i syknął cicho.–Zwiewamy stąd, nadchodzi Lilith, nie będziemy przyjaźnie przywitani.
Mówiąc to odwrócił się na pięcie i prześlizgnął się przez drzwi.–Zrobimy tak. Ja wyczaruję nam cukierki, chociaż zabawa naprawdę mnie ominęła, co mnie smuci, a inni się nie dowiedzą.– Po chwili koszyki wypełnione były łakociami. Ledwo schował rękaw kostiumu a w drzwi walnęła kula ognia, która nie wiadomo skąd się wzięła. Severus, znany ze swojego refleksu szpiega, a także przynależności do Slytherinu, w moment się aportował. Za to Magnus musiał chwilę wymachiwać rękami, by stworzyć sobie portal międzywymiarowy. Przeskoczył przez niego, boleśnie obijając sobie zadek, lecz nie przejął się tym mocno. Wszystkie osoby, które skończyły już zbierać cukierki siedziały w salonie i przyglądały się z zaciekawieniem jego przypalonym uszom i kwasowi wypalającemu brokat. Magnus odetchnął z ulgą i sprawdził wszelkie kieszenie, po czym spojrzał na kompana.
–SNAPE! GDZIE ŻEŚ ZOSTAWIŁ TE CUKIERKI?!
1

Marianne

środa, 23 października 2019



Czasami przychodzą takie chwile, że nie ma się ochoty na dosłownie nic. Oglądanie seriali, czytanie czy inne czynności, które wcześniej sprawiały nam przyjemność. Co robię w takich momentach? Zazwyczaj bezmyślnie przeglądam Youtube. Tak było również ostatnio. W polecanych pojawił mi się pewien zwiastun nowego serialu na Netflixie. A jako że bardzo lubię dodawać produkcje do mojej listy koniecznych do obejrzenia, to go również dodałam. Jednak na początku, oczywiście, zainteresowałam się zwiastunem. Czy po nim miałam ochotę obejrzeć Marianne? Zdecydowanie nie. A szczególnie nie samotnie. Od samego początku owy horror wydawał mi się zbyt przerażający. Jednak w momencie gdy miałam towarzystwo, odważyłam się włączyć pierwszy odcinek. Czy żałuję?

Główną bohaterką jest pisarka powieści grozy, Emma Larsimon (Victoire Du Bois). Dzieła wywodzące się spod jej pióra odnoszą ogromne sukcesy na całym świecie. Tylko Emma wie, co tak naprawdę było inspiracją do popularnej historii, którą stworzyła. Bowiem przez pisanie chciała się ona pozbyć demonów, które nękały ją w dzieciństwie. Problem pojawia się, kiedy owe zło zaczyna się urzeczywistniać, a kobieta nie ma innego wyboru, niż powrót do swojego rodzinnego miasta. Czy uda jej się przezwyciężyć raz na zawsze koszmary z dzieciństwa? Czy ma na tyle siły i odwagi, aby spojrzeć w oczy Marianne?

Jestem naprawdę wielką fanką horrorów. Wolę jednak slashery, filmy paranormalne unikam. Dlaczego? Cóż, jestem dość strachliwa i nie lubię się bać. Trochę paradoks, prawda? Jednak skomplikowanie to moje drugie imię. Mimo to, zauważyłam, że coraz częściej zaczynam się przekonywać do motywów duchów i paranormalnych zjawisk. Wolę je oglądać z kimś, ale to i tak duży progres. Może niedługo uda mi się zabrać za Paranormal Activity, które wręcz unikam jak ognia. Skupmy się jednak na Marianne. Czy jako osoba o psychice nieodpornej na wszelaki strach miałam chwile lęku? Oczywiście. Tak jak wspominałam, już sam trailer mnie przeraził i byłam pewna, że tego nie obejrzę, chociaż miałam ochotę. Czy do dzisiaj się boję czasem zasnąć? Jak najbardziej. Jednak patrząc na Marianne obiektywnie...nie uważam, że jest to najstraszniejsza produkcja, jaka istnieje. W granicach tolerancji.

Muszę zdecydowanie pochwalić postać Emmy. Nie jestem fanką głównych bohaterów, najzwyczajniej w świecie mnie irytują i w horrorach mam nadzieję, że w końcu się ich pozbędą (ironia, jak dobrze wiemy, nigdy tego nie robią). Tym razem było inaczej. Kibicowałam od początku do końca jej i wszystkim, którzy ją wspierali. Szczególnie polubiłam Camile (Lucie Boujenah) oraz Aurore (Tiphaine Daviot). Z jakiego powodu? Raczej nie były jakieś wyjątkowe, za to oddane Emmie i odważne. Nigdy nie potrafiłabym zachować się tak jak Aurore.

Muszę się ze skruchą przyznać, że mam ogromny dystans do produkcji innych niż te amerykańskie i brytyjskie. Francuskie chyba mnie jeszcze nie zawiodły, także dziękuję Marianne, że również tego nie zrobiła. Najbardziej odpychają mnie filmy polskie, chociaż pojawiały się i takie, które mi się spodobały. Jednak może Wy znacie jakieś ciekawe tytuły, które mnie przekonają jeszcze bardziej? Jestem ciekawa. Albo inne zagraniczne kino, które sobie cenicie? Ze swojej strony mogę polecić Marianne, ale raczej osobom, które dopiero zaczynają z horrorami, albo mają małą odporność na straszne momenty, gdyż sądzę, że dla fanów paranormalnych zdarzeń będzie to coś...nudniejszego? Osobiście, bardzo mi się spodobała owa produkcja i liczę na drugi sezon, szczególnie po końcówce, która pozostawia twórcom ogromne pole do popisu.  
1

Biografia - 5 Seconds of summer

środa, 16 października 2019



*Recenzja po Polsku, wersję po angielsku znajdziecie poniżej*
*Review in Polish, English version can be found down below*

We'll never be as young as we are now. 

Gdyby jakiś czas temu ktoś mi powiedział, że na mojej półce znajdzie się jakakolwiek biografia - prawdopodobnie bym go wyśmiała. Nigdy nie byłam fanką tego typu książek - jakoś historia innych nie ciekawiła mnie na tyle, żeby po nie sięgnąć. A jednak - cuda się zdarzają. Postanowiłam podzielić się z wami wrażeniami i wnioskami jakie z niej wyciągnęłam. Uznałam, że zawsze to coś nowego na blogu. Czy było warto? Czy biografie na stałe zagoszczą na mojej półce? 


Kto to 5 Seconds of summer? 

 To australijski zespół, który został założony w roku 2011 w Sydney, w skład wchodzą: Luke Hemmings (główny wokal, gitara), Michael Clifford (gitara, wokal), Calum Hood (bas, wokal) oraz Ashton Irwin (perkusja, wokal). Swoją działalność zaczęli od publikowania w serwisie YouTube filmów z coverami. Świat usłyszał o nich,gdy członkowie zespołu One Direction zaprosili ich do uczestniczenia w trasie koncertowej. 


http://i1.wp.com/volumemagazine.net/wp-content/uploads/2018/09/5SOS21-1.jpg?zoom=1.25&resize=750%2C450



Dlaczego ich biografia?

 Nigdy nie przywiązywałam większej wagi do osób wykonujących dane utwory - liczył się dla mnie przekaz zawarty w piosenkach - tak zawsze wybierałam muzykę. Jednak pewnego dnia coś się zmieniło. Oczywiście o 5 SOS słyszałam już dawno - miałam kilka ich piosenek na mojej playliście, jednak nie nazwałabym się wtedy ich fanką. Było to kilka utworów na jednej z wielu długich list. Trafiłam raz na Youtube na utwór Easier  - zauważyłam zmianę w wykonywanych przez nich utworach i coś mnie tknęło do sprawdzenia kolejnych ich utworów i tak od jednej piosenki do drugiej coraz bardziej byłam zauroczona ich muzyką. O dziwo z czasem przekonałam się też do tych starszych utworów.

 Kierowana ciekawością założyłam Twittera - gdy zobaczyłam jaki kontakt mają ze swoimi fanami zauroczyli mnie jeszcze bardziej. Postanowiłam dołączyć do grona ich fanów, którzy są naprawdę świetni i bardzo wspierają chłopaków. Właśnie wtedy postanowiłam na zakup biografii, a także ich trzech albumów, które bardzo szybko stały się moimi ulubionymi. Dodam, że nigdy wcześniej nie byłam zwolenniczką kupowania płyt, wolałam mieć muzykę na swoim telefonie, bez którego się nie ruszam. 




Dlaczego ją recenzuje? 

 Może z tą recenzją jestem spóźniona o kilka lat, ponieważ biografia została wydana w 2015 r. Jednak dla mnie wiele znaczy - ich historia pokazała mi, że warto uwierzyć w swoje marzenia i nie ma rzeczy niemożliwych. Dwójka z nich (Luke i Calum) jest w moim wieku i zdążyli już tyle osiągnąć. Dali mi motywacje by działać, więc i ja chciałam coś dla nich zrobić. Chciałabym, żeby ludzie przestali patrzeć na nich jak na zespół dla nastolatek - i zobaczyli naprawdę utalentowane osoby. Obserwując ich posty, filmiki z nimi i po zapoznaniu się z ową biografią mogę wywnioskować, że to naprawdę wartościowe osoby, które mimo sławy wydają się wciąż byś sobą. Wydają się też być osobami ze sporym poczuciem humoru i dystansem do siebie. 
 Ich piosenki są szczere i prawdziwe, chłopaki przekazują to co myślą - i za to ich uwielbiam. Stworzyli niesamowitą społeczność i cieszę się, że również mogę do niej należeć. 


Co takiego ciekawego w niej jest?


 W biografii mamy okazje szczegółowo poznać historię powstania zespołu, emocje jakie im towarzyszyły i jak powstawały ich pierwsze piosenki. Przyznam, że ich historia bardzo mnie urzekła. Znajdziemy również wiele zdjęć - często zabawnych - chłopaków z 5 SOS. Zawiera również wiele ciekawostek, o których być może (jeżeli jesteście fanami) nie wiedzieliście. 


https://www.billboard.com/articles/news/lyrics/8527560/5-seconds-of-summer-easier-lyrics
Real bands save fans, real fans save bands.

 If someone had told me some time ago that there would be any biography on my shelf - I would probably laugh at him. I have never been a fan of this type of books - somehow the history of others did not interest me enough to reach for them. And yet - miracles happen. I decided to share with you the impressions and conclusions that I drew from it. I decided it would be in any something new of blog. Was it worth it? Will biographies permanently appear on my shelf? 


Who is 5 SOS?

 This is an Australian band, which was founded in 2011 in Sydney, it consists of: Luke Hemmings (main vocals, guitar), Michael Clifford (guitar, vocals), Calum Hood (bass, vocals) and Ashton Irwin (drums, vocals). They started their activity by publishing cover videos on YouTube. The world heard about them when the members of One Direction invited them to participate in a concert tour.


https://twitter.com/Ashton5SOS/status/1177057933970026496/photo/3


Why their biography?

 I never attached much importance to people performing given songs - what counted for me was the message contained in the songs - that's how I was always choosing music. However, one day, something changed. Of course, I've heard about 5 SOS a long time ago - I had a few songs on my playlist, but I wouldn't call myself a fan. It was only few songs on a fairly long list. I came across a song on YouTube called Easier - I noticed a change in their songs and something touched me to check their pieces and so from one song to another I was more and more fascinated by their music.

 Driven by curiosity I started Twitter - when I saw what contact they have with their fans, they charmed me even more. I decided to join their fans who are really great and who support boys very much. Then I decided to buy their biography, as well as their three albums, which quickly became my favorites. I would like to add that I have never been a supporter of buying CDs before, I preferred to have music on my phone, I can't move without it. 





Why am I reviewing it?

 Maybe I'm a few years late with this review because the biography was released in 2015. However, it means a lot to me - their history has shown me that it is worth believing in your dreams and nothing is impossible. Two of them (Luke and Calum) are my age and they managed to achieve so much. They gave me motivation to act, so I wanted to do something for them. I would like people to stop looking at them as a band for teenagers - and start seeing some really talented people. While observing their posts, videos of them and after reading this biography, I can conclude that they are really valuable human beings who, despite their fame, still seems to be themselves. They also seem to be people with a considerable sense of humor and they distance themselves. 
 Their songs are honest and real, the guys transfer what they think - and I love them for that. They've created an amazing community and I'm happy to be part of it too. How can you not adore them here? 

What's so interesting about her?

 In the biography we have the opportunity to get to know in detail the history of the band's formation, emotions that accompanied them and how their first songs were created. I admit that their story captivated me very much. We can also find many pictures - often funny - of the boys from 5 SOS. It also contains a lot of curiosities that maybe (depending if you're a fan) you didn't know. 
1

In the tall grass

czwartek, 10 października 2019


“Want to see the rock? Want to lay on it naked, and feel me in you, beneath the pinwheel stars, while the grass sings our names?”

 In the tall grass dotarł do mnie w jakże ciekawy sposób - Google zaproponowało mi artykuł ''Nowy horror Netflixa In the tall grass robi furorę!''. Stwierdziłam, że sprawdzę to i wyrażę swoją opinię, czy faktycznie jest to tak dobry film, jak mówią. Czy się z tym zgadzam? Cóż, kłóciłabym się w niektórych momentach. 

 In the tall grass, czy jak kto woli - W wysokiej trawie, opowiada krótką... lub długą historię Becky, Cal'a, Travisa i Tobina. Nie ma sposobu określić, ile czasu trwała akcja, kiedy się zaczęła a kiedy skończyła. Gdy Becky i Cal zatrzymują się na krótkim postoju w drodze do San Diego słyszą z pola wysokiej trawy nawoływanie o pomoc i postanawiają pomóc. Jednak w trawie zawsze coś się kryje...
 Zacznijmy od tego, że cały horror, używając kolokwializmu, psuje mózg. Nie wiadomo kto, z kim, kiedy i gdzie, i fabuła często się zakręcała. Myślę, że trzeba byłoby sobie dobrze rozpisać kolejność wydarzeń, by zrozumieć przesłanie całego filmu.

 Postaci łącznie było mniej niż dziesięć, więc nie sposób określić, kogo się najbardziej polubiło. Każdy się czymś wyróżniał, lecz myślę, że jeśli miałabym wybrać - bez wątpienia postawiłabym na Tobina. Mały, pokrzywdzony chłopiec jest w centrum wszystkich wydarzeń i jego najbardziej mi tu było szkoda.
 Mimo, że żadnej postaci nie darzyłam mocną sympatią, tak mogę stwierdzić, że z całego serca znienawidziłam Cal'a. Przez cały film mnie denerwował i wywyższał się nad Becky. Mimo, że okazywał troskę względem niej to i tak był denerwującą osobą. Zbyt irytującą, by jak dla mnie zasłużyć na przeżycie.

 Jedyną rzeczą, którą naprawdę w tym filmie pokochałam i nie mogłam się oprzeć- był soundtrack. Mroczny, zaskakujący, pasujący klimatem do starych czasów. Podkreślał powagę sytuacji i tarapaty, w jakich znaleźli się bohaterowie.

 Reasumując; film jakoś strasznie ciekawy i porywający nie był. Ciężko mi się było na nim skupić i wciągnąć w fabułę, moje myśli porywało coś innego. Nie był też najlepszym horrorem, mówiąc więcej- jako ten gatunek był strasznie słaby. Prędzej myślę, że przyporządkowałabym go do thriller'ów. Niestety-ten film mi nie przypadł do gustu i nie poleciłabym go nikomu.
0

10 Things I Hate about You z 1999r.

środa, 2 października 2019



10 Things I Hate about You czyli Zakochana Złośnica to amerykańska komedia romantyczna z 1999 roku. Nie jest to mój ulubiony gatunek i nie sięgam po niego za często, ale mam słabość do starszych filmów. Uważam, że są o wiele lepsze od niektórych współczesnych produkcji, które podczas oglądania wywołują jedynie uczucie zażenowania. Niestety w dzisiejszych czasach powstaje wiele takich gniotów...A jak było w tym przypadku?

 Główną bohaterką jest Katarina Stratford,której obawiają się wszyscy faceci w szkole. Jej siostra Bianca jest jej przeciwieństwem, każdy chłopak chciałby się z nią umówić - jednak nie jest to takie proste. Ojciec nie pozwala Biance umawiać się na randki, dopóki nie zacznie tego robić Kat. Zauroczony młodszą córką Cameron, próbuje znaleźć złośnicy chłopaka. Przekupuje i zawiera umowę z szkolnym badboy'em - zadaniem Patrica jest umówienie się z Kat, aby Cameron miał możliwość spotkania się z Biancą. 

Owy film oparty jest na komedii Wiliama Szekspira Poskromić złośnice. Za jego reżyserię odpowiada Gil Junger, znany z wielu świetnych produkcji tj. Ellen, If only, Jim wie lepiej, młodsze pokolenie może kojarzyć go z serialu K.C. Undercover. Za scenariusz odpowiadali Karen McCullah oraz Kirsten Smith - znano oboje z Ona to on czy Legalna blondynka. 

Najbardziej uwielbiam ten film za zawarte w nim poczucie humoru, nie da się przy nim nudzić. Jako, że to komedia, niekoniecznie film ma na celu przekazanie nam ważnych wartości, a bardziej zapewnienie nam rozrywki, jednak i z owej produkcji można wyciągnąć parę ciekawych wniosków. Bardzo też cenię film za soundtruck, który został tutaj świetnie dobrany. Piosenki idealnie pasują i pozwalają wczuć się w lata, w których działa się akcja. 

Jeśli chodzi o aktorów, to zostali bardzo dobrze dobrani, nie wyobrażam sobie owej produkcji bez Julii Stiles (Kat) , która swoją drogą jest jak dla mnie świetną aktorką oraz Heath Ledger (Patrick Verona), którego niestety nie mamy już okazji oglądać w nowszych produkcjach. Heath zmarł w 2008, w wieku 28 lat, był naprawdę rewelacyjnym aktorem, był znany z roli np. Jokera z The Dark KnightJacoba Grimma z The Brothers Grimm czy Giacomo Casanova z Casanova. Pozostali również dobrze zagrali, jednak wyżej wymieniona dwójka najbardziej zyskała moją sympatię.

Podsumowując. Jeżeli szukasz filmu na jesienne wieczory przy herbacie, jest to idealna propozycja. Gwarantuje nam dawkę dobrego humoru i powrót do dawnych lat. Myślę, że film mógłby przypaść do gustu wielu przeciwnikom komedii romantycznych. Jest to produkcja obok, której nie można przejść obojętnie i uważam, że naprawdę warto dać jej szansę. 
1

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life