Spinning Out

piątek, 31 stycznia 2020

   


   Spinning Out to produkcja udostępniona na serwisie Netflix niedawno, ponieważ w styczniu tego roku. Jak to bywa z nowymi serialami- wszędzie były reklamy i zachęcenia do oglądania owej historii. 

   Spinning Out opowiada o karierze łyżwiarki figurowej- Katherine Baker. Młoda, bo dwudziestoparoletnia kobieta nie zdaje egzaminu na trenera, gdyż boi się wykonywać bardziej skomplikowanych figur po wypadku na mistrzostwach. Jej młodsza siostra również jest łyżwiarką i jest faworyzowana przez matkę, która również kiedyś jeździła. Katherine miała z rodzicielką na pieńku, więc postanowiła jej udowodnić, że do czegoś się nadaje i postanawia przyjąć propozycję Dashy- trenerki syna właściciela hotelu, w którym dorabia Kath. Czeka ją długa droga, by zaufać drugiej osobie w łyżwiarstwie figurowym w parze, a Justin nie ma zamiaru jej tego ułatwiać.

   Ogólnie cały zamysł serialu bardzo przypomina mi anime Yuri!! On Ice, które kiedyś wpadło mi w oko. Taka sama sytuacja bohaterów, takie samo hobby i zawód. Jednak Kath jest dość barwną i wcale, dosłownie, wcale nie idealną postacią, co jest jak najbardziej na plus. Mierzy się z psychiczną i krytyczną matką, co raczej nie dodaje jej pewności siebie. Mimo wredoty Sereny- jej młodszej siostry- uważa, że jest to wpływ Carol i wspiera siostrę w niemal każdej sytuacji. 

   Kath cały serial wspiera Jenn- jej przyjaciółka, tak samo łyżwiarka. Dziewczyna była zdecydowanie moją ulubioną postacią i mimo, że starała się spełnić ambicje rodziny ryzykując życie i zdrowie uważam ją za naprawdę odważną. Była naprawdę wesołą i ciekawą bohaterką, szczególnie, że nie powstrzymywała się od przeklinania, w szczególności na matkę Kath. Uważam, że nie zasłużyła na swój los.

   Myślę, że serial jest pouczający i warty obejrzenia. Sceny tańca czy ćwiczeń są wbrew pozorom ciekawe, ukazują budującą się nić zaufania, która jest wręcz namacalna. Kath pokazuje, że da się przezwyciężyć chorobę, mimo trudności i że podoła wymaganiom matki, trenerki czy partnera. Jak dla mnie jest to jeden z lepszych seriali, które ostatnio obejrzałam.
0

You

środa, 22 stycznia 2020


It`s gonna be really fun
fucking destroying you. And I deserve that.


Gdy serial trafił na platformę Netflixa nie byłam jakoś szczególnie zainteresowana, chociaż sam opis już krzyczał, że to zdecydowanie moje klimaty. Jedyne co wtedy zrobiłam, to dodałam go do listy i wróciłam do oglądania innych produkcji. O You przypomniałam sobie pewnego dnia, przeglądając najpopularniejsze propozycje Netflixa. Uznałam, że nie znajdę nic ciekawszego, więc postanowiłam, że owy serial będzie moim następnym celem. Pierwszy sezon obejrzałam już jakiś czas temu i zapewne nie podjęłabym się recenzji, gdyby nie część druga. Miałam ogromny dylemat czy w tym poście napisać właśnie o You, czy może o Sex Education, którego sezon drugi wciągnął mnie na tyle, że całe osiem odcinków obejrzałam w dzień, w którym znalazły się na Netflixie. Jak widzicie, pozostałam przy You. Jednak czy to oznacza, że ten serial był dobry? A może wręcz przeciwnie?

Joe (Penn Badgley) jest młodym menadżerem księgarni, prowadzi spokojne życie, które skupia wokół klasycznych powieści. Sielankową historię mężczyzny zmienia Beck (Elizabeth Lail), obiecująca pisarka. Na samym początku owa znajomość nie wydaje się żadnym zagrożeniem. Joe za pomocą mediów społecznościowych uzyskuje informacje o nowo poznanej kobiecie, nic nadzwyczajnego. W końcu w dzisiejszych czasach bardzo często internet definiuje naszą osobowość, to dzięki niemu odnajdujemy wspólne zainteresowania, znajomych itd. Z czasem jednak zauroczenie młodego mężczyzny zmienia się w obsesję i postanawia on zlikwidować każdą przeszkodę, która może zaszkodzić jego nowej relacji.

Tak prezentuje się opis pierwszego sezonu i chyba na tym pozostanę. Jeśli miałabym pisać o drugim, jestem pewna, że zdradziłabym za dużo, a tego nie chcę. Najważniejsze jest to, że głównym bohaterem w drugiej części jest również Joe (yeah!), więc jeśli urzekł was tak samo jak mnie, to spokojnie. Muszę przyznać, że serial spodobał mi się przede wszystkim ze względu na wykreowane postacie. Jako miłośniczka książek z czystym sumieniem przyznaję, że Joe...jest idealny. No dobra, dobra, niby ma jakieś zadatki na socjopatę, no ale...to Joe, okej? Beck. Nie byłam jej fanką od samego początku. Chociaż intrygował mnie jej charakter i czułam, że ma o wiele więcej do zaoferowania niż to pokazywano. Chyba dopiero oglądając drugi sezon, pojawiła się we mnie myśl Okej, Beck jest super. Od samego początku obdarzyłam sympatią postacie drugiego sezonu; Delilah, Ellie I Forty`iego. Raczej nie muszę tu wiele opowiadać, silne kobiety i szalony miłośnik filmów. Wydaje mi się, że równie ciekawą postacią jest Paco, młody przyjaciel głównego bohatera. Uwielbiałam ich relacje, to, jak Joe polecał mu te wszystkie cudowne klasyki. No po prostu sama chciałabym mieć takiego znajomego.

Warto również zwrócić uwagę na dwie rzeczy, które mogę spokojnie stwierdzić, sprawiły, że owy serial jest jednym z moich ulubionych. Bardzo rzadko to mówię, więc You ma w sobie to coś, dzięki czemu zasłużyło sobie na ten tytuł. Co takiego? Narracja. O wszystkim opowiada sam Joe. Mamy szansę obserwować jak jego zauroczenie zamienia się w obsesję, lepiej poznajemy jego psychikę (co wręcz ubóstwiam). Nadaje całości odpowiedni klimat tajemniczości oraz zawiłości ludzkiej psychiki. Może nie jest to jakoś bardzo wyjątkowe, bo na pewno jest wiele seriali, które posiadają takowa narrację (chociaż aktualnie na myśl przychodzi mi tylko Riverdale), ale jednak tutaj wpasowuje się to idealnie w fabułę. Co jest drugą rzeczą? Zakończenia. Jesteśmy w stanie je przewidzieć, ale jednak samo wykonanie...no wow. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o sezon pierwszy...miałam takie przebłyski, że tak, to na pewno się wydarzy, ale może jednak...Nie byłam po prostu pewna. W drugiej części to od drugiego, może trzeciego odcinka spodziewałam się. Pomimo to, twórcy i tak byli w stanie mnie zaskoczyć przez inne zwroty akcji i następstwa głównych wydarzeń. Z chęcią bym się teraz rozpisała na temat tych zakończeń, no ale...chyba musicie przekonać się sami.

Czy You znalazł się na liście moich ulubionych seriali? Zdecydowanie tak. Tak, tak i tak. Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon. W międzyczasie postaram się również zapoznać z książką, na podstawie której powstała owa produkcja. Z całego serca polecam, szczególnie miłośnikom thrillerów, seryjnych zabójców i stalkerów. Zachęcające? Mam nadzieję!
0

Dr House

środa, 15 stycznia 2020


-A kto nie wyobrażał sobie czyjejś śmierci? 
-Ja w myślach zabiłem nauczycielkę od geometrii jakieś sześć razy. 
-Nie chciałam nikogo zabić. Chciałam ich zamknąć w mojej piwnicy i torturować ich kwasem. 

Dr House to serial, o którym na pewno każdy choć raz słyszał. Mi towarzyszył on w dzieciństwie, lecz niestety jedynie jego pojedyncze epizody. Jakiś rok temu postanowiłam poznać tę produkcję od podstaw, początków.

Obejrzenie całego serialu zajęło mi niemal okrągły rok. Nie, żeby był nudny. Po prostu nie potrafiłam oglądać go odcinek po odcinku. Po każdym epizodzie musiałam przeanalizować sytuację- czego się nauczyłam, jakie dana choroba ma objawy, jak działają badania przeprowadzone w odcinku. Nie każdego to może ciekawić, ale ja stwierdziłam, że może być to ciekawa odskocznia od iZombie czy Flasha, którego w chwili obecnej oglądam.

Cała fabuła opiera się na diagnozach, jak to powinno być w serialu medycznym. Jedynym haczykiem jest to, że House i jego zespół mają dość kontrowersyjne metody, jak np. Włamywanie się do czyjegoś domu w poszukiwaniu toksyn itp. W problemy lekarskie wplatane są również sceny typowego człowieka- wypad z przyjacielem, randka w ciemno, by uwolnić się od zakochania w osobie, która Cię nie chce czy właśnie próby poderwania tej osoby. 

House, tytułowy charakter, to zupełny strzał w dziesiątkę jak dla mnie- przez wszystkie siedem sezonów był wredny, sarkastyczny, ale zawsze zajmował się pacjentem... No, prawie zawsze. Ma przyjaciół, chociaż tak jak normalny człowiek, również chwile słabości i złamań.

Chase- było mi go żal przez większość serialu, ale jednak zasłużył na to, co dostał. Klasyczny przykład karmy w serialach objawia się właśnie niezbyt ciekawym losem dla Chase'a.

Toub- nie trawię faceta do tej pory. Mimo, że był miły, przyjazny i tak dalej. Nie mogę się do niego przekonać, bo wyglądał mi zbyt podejrzanie. Co jest ciekawe, bo wygrał konkurs na najbardziej przyjemną twarz. Ale jedno trzeba mu przyznać - był dobrym chirurgiem plastycznym i świetnym diagnostą.

Minusem serialu była jego długość, ponieważ cała fabuła przeciągnęła się przez osiem sezonów, niemal w każdym odcinku odtwarzając ten sam schemat- czyli diagnozy tajemniczego przypadku.

Podsumowując; Dr House to nie jest serial na wieczór. W zasadzie myślę, że jest bardziej skierowany do ludzi lubiących medycynę i te kierunki. Mimo to był on jak dla mnie pozytywnym przeżyciem-dobrze się przez ten rok bawiłam wysłuchując bluzg i gróźb Gregory'ego! 
0

Agatha Christie — Gwiazda nad Betlejem

środa, 8 stycznia 2020




Trzymając się dalej świątecznego klimatu, a także święta Trzech Króli postanowiłam dzisiaj powiedzieć wam trochę o opowiadaniach i wierszach pt. Gwiazda nad Betlejem autorstwa Agathy Christie. Myślę, że większości autorka jest znana, kto by nie znał mistrzyni kryminałów? Jej powieści towarzyszyły mi od dziecka, więc widząc ową książkę na promocji w księgarni nie mogłam przejść obojętnie. Tym razem jednak nie jest to kolejna książka z owego gatunku, Agatha przychodzi do nas z czymś zupełnie nowym, czy jest również dobre jak pozostałe jej dzieła?

Tym razem nie towarzyszy nam Herkules Poirot, Jane Marple, Tommy i Tuppence Beresford czy inni bohaterowie powieści Agathy. W Gwiazda nad Betlejem odchodzi od znanej dla niej tematyki i daje nam zbiór opowiadań i wierszy nawiązujące do Biblii. 
 Autorka na start wita nas pięknym wierszem, następnie przechodzimy do pierwszego i jednego z moich ulubionych opowiadań - Gwiazdy nad Betlejem, który opowiada o spotkaniu Maryi i Anioła, który pokazuje jej przyszłość jej syna i stawia przed trudnym wyborem. Co zadecyduje Maryja? 
Kolejnym opowiadaniem, które przypadło mi do gustu jest Niegrzeczny osiołek, który jak sam tytuł wskazuje, opowiada o niegrzecznym osiołku, który ucieka od swojego pana i trafia do stajenki. Osiołek nie jest tak zwyczajny jakby się wydawał, jednak w pewnym momencie dociera do niego, że jego dar nie jest mu potrzebny. 

Tom zawiera jeszcze kilka opowiadań i wierszy - dłuższych i krótszych, jednak postanowiłam przytoczyć wam jedynie dwa, które najbardziej przypadły mi do gustu. Autorka przekazuje w nim naprawdę wiele cennych wartości, pozwala nam spojrzeć na świat i ludzi ze swojej perspektywy. Są to przede wszystkim wartości związane z wiarą i chrześcijaństwem, ale nie braknie też tych zwyczajnych.

Więc czy warto dać szansę owym opowiadaniom? Uważam, że tak. Można naprawdę wiele z nich wyciągnąć, a także mamy okazje poznać Agathe z innej strony - dodam, że jest to jedno z ostatnich dzieł autorki napisanych przed jej śmiercią. Jest to idealna pozycja dla fanów autorki ale nie tylko. Myślę, że trafią i do osób, które nie znają jej twórczości. 

0

Sekretna obsesja (2019)

środa, 1 stycznia 2020

Kochani, post był pisany przed świętami, a publikujemy go teraz, dokładnie w Nowy Rok!
 Właśnie z tej okazji chcemy życzyć Wam wszystkiego co najlepsze. Oby ten rok był lepszy niż poprzedni!

Nadszedł czas na świąteczne filmy, jednak postanowiłam jeszcze trochę je od siebie odsunąć i na razie jedynie dodaje je do swojej listy na Netflixie, aby odrobinę poczekały. Dlaczego? Zdecydowanie nie jestem jeszcze w świątecznym nastroju. Poczekam aż mój pokój nabierze czerwonych barw i akcentów, a w całym mieszkaniu zacznie unosić się cudowny zapach pierników i pieczonych ciast. W grudniu obrałam sobie za cel Grimma który na początku stycznie zostanie zdjęty z Netflixa (halo, uda mi się wszystko obejrzeć?), jednak w przerwach między odcinkami oglądam również filmy, aby odciąć się od świata detektywa Burkhardta. Jednym z moich ulubionych gatunków są thrillery. Musiałam więc nadrobić tegoroczną Sekretną obsesję. Jednak czy było warto?

W skrócie, Jennifer (Brenda Song) poznajemy w momencie, gdy budzi się w szpitalu. Okazuje się, że młoda kobieta po traumatycznej napaści doznała amnezji. Na całe szczęście, ma przy sobie kochającego męża, który wspiera ją w ciężkich chwilach i pomaga jej wyzdrowieć. Ale...no właśnie, zawsze jest jakieś ale. Czy Jennifer jest tak naprawdę bezpieczna? Czy zło, które doprowadziło jej do takowego stanu odeszło? A może tylko czeka, aby ponownie wkraść się w życie młodej kobiety? Co jest prawdą, a co złudzeniem?

Poza gatunkiem filmowym przekonała mnie oczywiście aktorka. Kto nie kojarzy Brendy Song? Zdecydowanie jedna z niezapomnianych postaci mojego dzieciństwa. Przede wszystkim seriale Nie ma to jak statek i Nie ma to jak hotel. Po prostu nie mogłam przejść obok tego obojętnie. Jak się spodziewałam, nie zawiodłam się jej grą aktorską. Tak samo z pozostałymi bohaterami. Poradzili sobie może nie jakoś nadzwyczajnie i nie zapadną mi w pamięć, ale było...dobrze.

Jednak czy sam film był jakiś wybitny? Absolutnie nie. Bardzo możliwe, że obejrzałam zdecydowanie za dużo produkcji owego gatunku i w bliskich klimatach, ale to nie znaczy, że film jest zły właśnie dlatego. Wcale nie narzekam na niektóre powtarzające się schematy, no ale...wszystkie schematy? Serio? Nic mnie nie zaskoczyło. Kompletnie nic. Można było dodać jakiś poboczny wątek, który byłby zaskoczeniem. Jednak...cóż, nie. Po co, prawda? Odrobinę się zawiodłam, przyznam. Do tego sam trailer...poważnie, jeśli chcecie obejrzeć film, pod żadnym pozorem nie próbujcie zacząć od zwiastunu. Mam wrażenie, że właśnie tam zawarta jest cała akcja, która psuje późniejsze "zaskoczenia".

Właśnie, akcja. O wiele za mało. Film rozkręcił się gdzieś...pod koniec? Nie wiem, skupiłam się na puzzlach, które były dla mnie większą rozrywką niż owa produkcja. Ani przez chwilę nie poczułam napięcia i nie zastanawiałam się Co dalej? ponieważ doskonale to wiedziałam. Miałam małą nadzieję, że może coś zmieni się w ostatnich dziesięciu minutach filmu, przy samym końcu. Zawiodłam się, tak, ponownie. Rzadko jestem tak krytyczna wobec filmów i książek, jednak tym razem...

Czy Sekretna obsesja jest warta obejrzenia? Dla mnie nie. Fani thrillerów nic nie stracą, nic nie zyskają. To jest...no nijakie. Jedynym plusem jest tak naprawdę gra aktorska Brendy Song, nic poza tym. Uratowała całą produkcje, tak to wyłączyłabym film po godzinie (a to i tak za długo). Jeśli lubicie motyw obsesji, mogę polecić Współlokatorkę z 2011. O wiele lepszy i do tego trzymający w napięciu.

0

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life