Glee

środa, 23 stycznia 2019


Bycie częścią czegoś wyjątkowego czyni cię wyjątkowym.

Od samego początku wiedziałam, że Glee będzie pierwszym serialem, o którym napiszę. Chciałam zacząć od czegoś, co będę mogła polecić całym sercem. Jak ja trafiłam na ową produkcję? Całkowicie przypadkiem, nie miałam pojęcia o czym opowiada. W tamtym czasie miałam ochotę obejrzeć historię młodych ludzi, zwykłe problemy nastolatków, pierwsze miłości i zawierane przez nich przyjaźnie. Glee było trafem w dziesiątkę. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten serial jest związany przede wszystkim z muzyką. To zdecydowanie spotęgowało moją miłość do owej produkcji.

Twórcami są Ryan Murphy, Brad Falchuk oraz Ian Brennan. Serial był emitowany przez stację Fox od 19 maja 2009 do 20 marca 2015. Zawiera aż 121 odcinków, które podzielono na 6 serii. Produkcja otrzymała wiele nagród, moim zdaniem oczywiście zasłużonych. 4 Złote Globy, 5 Satelite Awards, 1 SAG oraz 6 wygranych na 31 nominacji do Emmy. Jednak to nie jest najważniejsze w recenzji, skupmy się na tym, o czym opowiada serial i co o nim myślę.

Większość akcji dzieje się w fikcyjnym liceum Williama McKinleya w Limie w stanie Ohio. Nauczyciel hiszpańskiego, Will Schuester (Matthew Morrison) postanawia przywrócić do życia szkolny chór, do którego należał, gdy uczył się w owej szkole. Na samym początku jego zespół składa się z kilku członków i nie cieszy się pozytywnym odbiorem. Niezbyt inteligentny futbolista (Cory Monteith), żydówka wychowana przez dwóch ojców (Lea Michele), chłopak na wózku inwalidzkim (Kevin McHale), czarnoskóra diva (Amber Riley), utalentowany homoseksualista (Chris Colfer) oraz Azjatka w pierwszym sezonie ubierająca się na gotkę (Jenna Ushkowitz). Z czasem do klubu trafia coraz więcej członków, a cały serial kręci się wokół życia nastoletnich bohaterów, nawet po tym, jak ukończyli szkołę.

Muzyka. Główny motyw produkcji. Całkowicie różne gatunki, każdy znajdzie coś dla siebie. Disco, pop, rock, gospel. W większości są to covery innych wykonawców, od starszych artystów i zespołów (Aretha Franklin, Amy Winehouse, Queen, Journey) po tych, których zna większość (Katy Perry, Rihanna, P!nk, One Direction). W owej produkcji możemy usłyszeć również piosenki autorskie, stworzone na potrzebny serialu (Only Child, Loser Like Me, Pretending). Jednak na uwagę zasługują przede wszystkim utwory musicalowe. Filmami muzycznymi, do których znajdziemy nawiązanie w Glee są m.in.: Grease, Funny Girl, Chicago, Rocky Horror Picture Show. Dzięki tej produkcji moja miłość do teatru i starszej muzyki zdecydowanie się pogłębiła. Chciałabym wymienić kilka utworów, które moim zdaniem zasługują na wyróżnienie, ale obawiam się, że nie jest to możliwe, gdyż jest ich za dużo. Chyba największy sentyment będę miała do Don`t Stopping Belive, Girls Just Wanna Have Fun oraz Make You Feel My Love. Oczywiście, nie są to jedyne piosenki, które zapadły mi w pamięć, ale przy nich za każdym razem mam łzy w oczach (jak przez większość serialu, no cóż, łatwo mnie wzruszyć).

Warto również wspomnieć o bohaterach. Czy da się mieć ulubionego? Zapewne tak, chociaż ja polubiłam zbyt wiele postaci, aby wybrać jedną. Za Finnem na początku nie przepadałam. Jednak po pierwszym sezonie zdecydowanie skradł moje serce. Sposób w jaki traktował swoich przyjaciół, jak był im oddany oraz robił wszystko, aby czuli się ważni. Kurt i Blaine (Darren Criss), idealne połączenie, nie da się ich nie uwielbiać. Czy razem, czy osobno. Rachel, kompletnie wkurzająca postać. Jednak po czasie zaczęłam się z nią utożsamiać i nie umiałam jej nie pokochać. To jak dążyła do celu, miała ogromne ambicje i wiarę w siebie sprawiało, że chciałam być dokładnie taka jak ona. W skrócie, każdego członka klubu bardziej lub mniej, darzyłam sympatią. 

Utwory muzyczne nie były jedynym motywem, który zwrócił moją uwagę. Tematy, które poruszano w serialu dawały wiele do myślenia. Niektórzy mogą powiedzieć, że to "głupi serial o głupich nastolatkach". Nic bardziej mylnego. Dzięki tej produkcji nauczyłam się bardzo wiele, szczególnie w sprawach tolerancji. Wywoływał dyskusje na tematy rasizmu, homofobii, stereotypów i stosunków rodzinnych. Pokazywał, jak akceptować siebie i innych, jak swoimi czynami możemy skrzywdzić ludzi (Born This Way, Cough Syrup, Landslide, Perfect). Wiele piosenek było uwielbieniem dla nieżyjących twórców, pokazaniem, że takich legend nie można zapomnieć i zawsze będą wpisywały się w nasz świat, historię muzyki (Black Or White, I Have Nothing). Najbardziej wzruszającym odcinkiem jest Quarterback, czyli epizod poświęcony aktorowi, który grał postać Finna. Cory zmarł w trakcie trwania serialu, a ta część była hołdem złożonym przez jego przyjaciół i twórców serialu.

Zdecydowanie polecam ten serial każdemu. Dzieciom, nastolatkom, starszym. Uważam, że każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. Jestem pewna, że jeszcze wrócę do tej produkcji, bo nawet teraz mi jej brakuje, obejrzałam ją kilka miesięcy temu, a do dzisiaj słucham swoich ulubionych utworów. Nie czuję, aby kiedykolwiek mi się to znudziło, wręcz wiem, że jest to niemożliwe. Z czystym sumieniem i ręką na sercu mogę zaproponować wam owy serial na wolne wieczory z rodziną, przyjaciółmi, czy samemu. Tak jak stwierdził Darren Criss, pamięć o serialu przetrwa lata dzięki kolejnym pokoleniom. Jest ponadczasowy.


1

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life