Kopciuszek. W rytmie miłości.

niedziela, 11 sierpnia 2019



Znów piłeś wosk do podłóg? 

Żeby zapomnieć, że tu mieszkam


Kopciuszek. W rytmie miłości to film, który nie raz oglądałam już jako kilkuletnie dziecko. Zawsze uwielbiałam historię Kopciuszka, więc byłam bardziej niż szczęśliwa, gdy dowiedziałam się o istnieniu takiej produkcji; zawładnęła moim sercem na długie lata, bym raz po raz wracała do niej po jakimś czasie. 

Katie Gibbs (Lucy Hale) to typowy, zabiegany Kopciuszek. Poniżana przez macochę i przyrodnią siostrę, stara się przeżyć do pełnoletności by skończyć szkołę, wyprowadzić się, rozpocząć college i zacząć karierę muzyczną. Szansa na przyspieszenie tego pojawia się, gdy do szkoły, w której uczy się Katie, a jej macocha jest dyrektorką, przyjeżdża prezes Massive Records Gay Morgan (Dikran Tulaine), który szuka młodych talentów. Katie postanawia wziąć sprawy we własne ręce i postarać się zwrócić na siebie uwagę mężczyzny i jego przystojnego syna, Luke'a (Freddie Stroma).

Postacie w tym filmie to osoby, które naprawdę mi się spodobały. Nie były przewidywalne, papierowe, czy coś w tym stylu. Każda się czymś odróżniała i miała w sobie coś wyjątkowego. Sama rodzina Ravensway, mimo zdzirowatej matki, bardzo się od siebie różniła. Bev (Megan Park), która spełniała tylko niedoszłe marzenia rodzicielki, Victor (Matthew Lintz), który znalazł prawdziwą siostrę w Katie. Zostały też ukazane ambicje rodziców względem ich dzieci- przykładami są właśnie Bev i Luke.

Z całego filmu z pewnością mogę stwierdzić, że jedną z moich ulubionych postaci był Victor Ravensway. Mały diabeł, który robił na złość wszystkim, posiadający prywatną bazę, z której zarządzał wszystkimi urządzeniami w domu. Lecz i on czasami miał chwile litości, jak ukazała końcowa scena, rozstrzygająca losy Katie, Luke'a i Bev.

Muszę przyznać ze zdziwieniem, że nie znalazłam w bohaterach kogoś, kogo bym znienawidziła. Nie było nikogo, kto mnie denerwował. Wszystkie postacie miały coś w sobie, co mnie wkurzało, ale żadna z nich nie wyróżniała się spomiędzy nich jakoś znacznie, by nadać jej tytuł "znienawidzonej". Pewnie większość osób wytypowałoby tutaj Gail (Missi Pyle), ale za nią też kryła się pewnie smutna i długa historia. Chociaż nie twierdzę, że nie była jędzą.

Zdecydowanie moją opinię o tym filmie przesądziła scena tanecznego pojedynku, pomiędzy Gail a przyjaciółką Katie, Angelą (Jessalyn Wanlim). Sam hinduski motyw balu szkolnego był ciekawy, a ogień został podsycony właśnie przez ten pojedynek do idealnie dobranej piosenki. Taniec to coś, co zawsze przyjemnie mi się oglądało, gdyż... No, sama nie potrafię tańczyć.

Klimat całości produkcji utrzymuje się przy typowym kopciuszku. Podaj, przynieś, pozamiataj. To Ci wolno, tego nie wolno. Te polecenia i pogarda wobec Katie idealnie kreują z niej kopciuszka. Samo mieszkanie w szopie to potwierdza. Smutno mi było przypatrywać się takiemu traktowaniu, ale cóż można było zrobić?

Większość piosenek było napisane specjalnie dla tej produkcji, co czyni ją jeszcze bardziej ciekawszą. Do tej pory, mimo, że pierwszy raz ten film obejrzałam prawdopodobnie w 2012, odtwarzam sobie momentami na Spotify'u playlistę z wszelkimi piosenkami. 

Kończąc tę wypowiedź; Kopciuszek. W rytmie miłości to film, który naprawdę polecam na wieczór, by w spokoju obejrzeć sobie jakąś mało skomplikowaną produkcję z Happy End'em. Mimo, że dawno wyrosłam z bajek, z uśmiechem wracam do takich filmów jak ten, i naprawdę dobrze bawiłam się przy ponownym oglądaniu go przed pisaniem tej recenzji.

2 komentarze:

  1. Zawsze mnie ciągnęło do tego typu historii, ten konkretny tytuł, o którym piszesz, widziałam przynajmniej raz. Moim faworytem pozostaje jednak Historia Kopciuszka, którą pewnie znasz, a jeśli nie, to warto nadrobić, bo pewnie by Ci się spodobała! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam filmy o Kopciuszku! Tego jeszcze nie oglądałam, ale będę musiała nadrobić :D Lucy Hale też lubię, więc mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie :P

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life