Jupiter: Intronizacja

środa, 14 sierpnia 2019


-Jesteś już z królewskiego rodu. A ja jestem Tworem. Nie wiesz, co to znaczy, ale mam więcej wspólnego z psem niż z tobą.
-Kocham psy, zawsze kochałam. 

Na film trafiłam przypadkiem, przeglądając propozycje od Netflixa. Opis owej produkcji wydał mi się całkiem ciekawy i dodatkowo po sprawdzeniu go na Filmweb'ie, dowiedziałam się, że został wyreżyserowany przez Lane i Lilly Wachowskich, odpowiedzialnych za Matrixa - jednego z lepszych filmów SF. Przekonało mnie to na tyle, żeby dać mu szansę. Jednak czy słusznie?

Historia opowiada o młodej Jupiter Jones, która nie ma zbyt fascynujących przygód. Żyje jako imigrantka wraz ze swoją rodziną, sprzątając domy bogatszych ludzi. Do czasu, aż na swojej drodze spotyka genetycznie zmodyfikowanego byłego łowcę - Caine'a, mającego za zadanie odszukać dziewczynę, której przeznaczone jest spore dziedzictwo. Jednak, żeby nie było zbyt kolorowo, ktoś pragnie jej śmierci. 

Przyznam szczerze, że po twórcach Matrixa spodziewałam się o wiele więcej. Historia Jupiter wygląda na nieudolną próbę ekranizacji Kopciuszka. Biedna dziewczyna, która musi sprzątać domy, rodzina, która ją wykorzystuje, żeby zarobić, gdzie na końcu zostaje bajecznie bogata i żyje długo i szczęśliwie ze swoim księciem? Błagam, litości... Byłoby też lepiej gdyby Jupiter darowała sobie próby podrywania - aż jestem w szoku, że to podziałało! (Bliżej mi do psa - Kocham psy! Ten tekst będzie moją traumą do końca życia! Thorze widzisz i nie grzmisz!) 

Reżyserzy mieli ciekawy pomysł, jednak wykonanie fatalne. Oczywiście były elementy, które mi się spodobały, chociażby motyw planet jako farmy ludzi, czy genetycznie modyfikowane istoty. Świat, który wykreowali jest interesujący- gdyby tylko lepiej wykorzystali potencjał kryjący się za nim. Jednak temu, co dostaliśmy daleko do ideału... W szczególności mogliby sobie darować niekiedy żenujące wypowiedzi bohaterów (Zostawcie te biedne psy w spokoju!). Zazwyczaj też przy wielu filmach narzekam na nudę - tutaj sporo się działo, jednak niestety nie było to dobre posunięcie - te ciągłe i niespodziewane zwroty akcji w pewnym momencie zaczęły męczyć. Co za dużo to nie zdrowo! 

Co do samych postaci... Aktorzy nie wypadli źle, ale też nie świetnie. Pierwszy raz dane było mi obejrzeć film z Milą Kunis (Jupiter Jones), więc ciężko porównać mi jej grę aktorską z innymi produkcjami, w których występowała. Jednak jeśli chodzi o aktora grającego Caine'a - Channing Tatum jest mi bardzo dobrze znany z filmów tj. Step Up, Ona to on, Wciąż ją kocham i wielu innych. Przyznam, że jest jednym z moich ulubionych aktorów i wiem, że stać go na więcej. Za to świetnie spisał się Eddie Redmayne w roli Balem'a Abrasax'a. Moją sympatię zyskał również aktor grający Stinger'a - Sean Bean. Bardzo chętnie zobaczę w przyszłości jeszcze jakieś filmy z owymi aktorami. 

Podsumowując. Czy warto dać mu szansę? Uważam, że jest o wiele lepszych produkcji na zabicie czasu niż owy film. Chyba, że naprawdę widziałeś już wszystko - w takim razie przygotuj się na dwie godziny ciągłych i męczących zwrotów akcji i żenujących tekstów! Chyba wolałabym drugi raz przeczytać Wiedźmę Morską niż zmarnować czas na ten film. Chociaż... Jak i książka, tak i ten film zostaną moją traumą... A takie nadzieje pokładałam w owej produkcji...

1 komentarz:

  1. Kiedyś obejrzałam i szybko wyleciał mi z pamięci, bo już w ogóle nie pamiętam o co tam chodziło, a o ile Kopciuszki wszelkiego rodzaju lubię, to tutaj nawet nie skojarzyłam tego z tą bajką i z tego co pamiętam nie byłam jakoś specjalnie zadowolona z tego seansu. ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life