Neil Gaiman — Ocean na końcu drogi

środa, 1 maja 2019


Tak naprawdę nikt nie wygląda tak, jakim jest wewnątrz. Ty nie wyglądasz. Ja nie wyglądam. Ludzie są znacznie bardziej skomplikowani. To dotyczy wszystkich.


Nie tak dawno temu recenzowałam tutaj inną książkę Neil'a Gaiman'a, mianowicie Księga Cmentarna. Z jej właśnie powodu postanowiłam sięgnąć na półkę w księgarni i zabrać ze sobą z zakupów Ocean na końcu drogi. Spodziewałam się dobrej baśni, fantastyki i wielkiego efektu Wow.

Problematykę trudno mi jest opisać w kilku zdaniach. Nie z powodu, że mało, lub nadzwyczaj dużo się tam dzieje, lecz po prostu z tego, co zapamiętałam z książki. A moja wiedza o Oceanie w momencie, gdy dopiero co skończyłam go czytać, wynosi okrągłe zero.

Zacznijmy od tego, że tytułowy Ocean wcale oceanem nie jest. Jest to nieduży, ''kaczy'' staw, którego drugi brzeg da się dostrzec gołym okiem, ale jak to mówiła Lettie- To nie jest staw, ile razy mam ci tłumaczyć. To ocean! No przypatrz się. Nie? Nie widzisz. Zamknij oczy. Otwórz. Popatrz jeszcze raz. Ocean, prawda?

Mężczyzna, którego imienia nie wymienił nikt w książce, lub po prostu znów moja spostrzegawczość zawodzi, wraca po latach w swoje rodzinne strony, gdzie spędził jakiś rozdział swojego dzieciństwa. W zasadzie to nie ma co odwiedzać domu, ponieważ został on zrównany z ziemią. Udaje się on na koniec drogi, gdzie mieściła się farma Hempstocków, gospodarstwo trzech niezwykłych kobiet, które towarzyszą nam przez większość książki. Lettie, jej matka-Ginnie i Starsza Pani Hempstock opiekowały się chłopcem, gdy przychodziła taka potrzeba. Daleko im było do normalnej rodziny (Ba, dla nich mogłaby być nawet to obraza!).

Najbardziej w pamięci pozostała mi Starsza Pani Hempstock. Pojawiała się i znikała przez cały czas. Prawdopodobnie miała kilka tysięcy lat, bo pamiętała jeszcze wiele rzeczy, których nie zrozumiałam. Ale magia mnie w niej najbardziej zainteresowała! To coś, co zawsze mnie ciągnie do postaci!

Postać, która mnie najbardziej denerwowała? Siostra chłopca. Mała zołza, która nie potrafiła przyjąć słowa odmowy. W dodatku jak domagała się uwagi! Przez ten sam fakt ją znienawidziłam.

Ocean sam w sobie może być uznany za baśń. Byłaby to ujma dla jego honoru, jeśli odebrano by mu ten przydomek; to jest pewne. Gaiman po raz kolejny pokazał, że jest pisarzem i posiada niewyobrażalną wyobraźnię, która potrafi go ponieść hen daleko... Może aż nawet za Ocean, który był stawem.

Powieść z samego początku w ogóle nie miała być powieścią. Jak mówił sam autor, miała być krótkim opowiadaniem dla przyjaciela, lecz zdecydował się opisać ją dogłębniej i stworzyć z niej kolejne swoje dzieło.

Mój gust co do książek jednak dalej skłania się w stronę Księgi Cmentarnej, która, jak już mówiłam, zachęciła mnie do kupna Oceanu. Nie powiem, opowieść była ekscytująca i napisana prostym językiem. Przypomina typową (lecz w wykonaniu Gaiman'a- nietypową) baśń. Jednak długość książki wskazuje od razu, że jest ona do przeczytania w niecały jeden wieczór.


2 komentarze:

  1. Lubię Gaimana, ale przyznam, że tej książki jeszcze nie czytałam. Z jednej strony wydaje się zachęcająca, z drugiej bez żadnych fanfarów, ale mimo wszystko chyba po nią sięgnę w najbliższym czasie. :D /Jula

    OdpowiedzUsuń
  2. Twórczość autora jest mi jeszcze nieznana, ale niedługo na pewno to nadrobię. Wtedy też pewnie sięgnę po tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez My pastel life